Kocham perfumy i kocham olejki. Ale niestety - połączenie tych dwóch do taki sobie pomysł. Żeby nie było, do testu podeszłam dwa razy. Pierwszy raz z oszczędności (Al-Rehab), drugi raz z sentymentu (The body shop).
No i ... nie całkiem chała, ale szału nie ma.
Obydwa olejki są maluteńkie. I obydwa niesamowicie wydajne. Wychodzi też taniej, za tą samą cenę mamy olejek który wystarcza na dużo dużo dłużej niż EDT czy EDP.
Tylko że.... olejki po prostu SĄ NIETRWAŁE :( Obydwa. W miarę wyrazisty zapach utrzymuje się pół godziny, może godzinę. Ale już dwie- trzy godziny i nawet wspomnienia nie ma.
Do tego w ogóle się nie "niosą", trzymają się bliziuteńko skóry - jak ktoś wyczuje dalej niż 5cm od powierzchni to musi mieć węch jak wilk.
Niestety- niezależnie od tego jak te olejki aplikowałam, efekt jest ten sam. Rozcieranie, nadgarstek, szyja, więcej, mniej... uparcie się nie trzyma i jeszcze bardziej uparcie się nie niesie. Można powiedzieć, że skrzydeł brak.
Al- Rehab: dałam się skusić na White Full. Arabski jaśmin pamiętam z podróży do Turcji, no powalił mnie wtedy. Tylko że ten olejek nie ma z tym zapachem wiele wspólnego. Ciężki, duszący i... sztuczny!
The Body Shop: wiele lat temu dostałam cudowny komplet Neroli Jasmin. Kontynuacją linii ma być Indian Night Jasmine. Cóż.... "ma być", bo nie jest. Owszem, zapach ładny, ale... właśnie, ładny. Słodszy niż Neroli Jasmin (może przez zastąpienie gorzkawego neroli kwiatem pomarańczy i fiołkiem?), bardziej też ulotny i mniej jaśminowy :(
Jak dla mnie to tyle z eksperymentami z perfumami w olejku...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz